Forum www.agneebook.fora.pl Strona Główna www.agneebook.fora.pl
Forum dotyczące twórczości literackiej
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Aga rodział 6 - Prawdzwi przyjaciele

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.agneebook.fora.pl Strona Główna -> Książki własne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Agne
Administrator



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Ona

PostWysłany: Pią 23:46, 12 Mar 2010    Temat postu: Aga rodział 6 - Prawdzwi przyjaciele

Rozdział 6
„ Prawdziwi przyjaciele”

W sobotę od samego rana świeciło słońce, towarzyszyły mu niezbyt mocne powiewy jesiennego wiatru. Agnieszka dzień wcześniej sprawdzała pogodę, wszystkie stacje zapowiadały deszcze i przelotne burze. Na niebie nie było jednak żadnej, choćby najmniejszej chmurki. Zresztą to i tak, nie pogoda była tego dnia najważniejsza.
- Jestem gotowa - oznajmiła wreszcie tacie, wkładając czarną kurtkę.
Mężczyzna chwycił ze stołu kluczki od auta, bez słowa kierując się do drzwi. Chciał pomóc córce jakoś przejść przez cały ten koszmarny dzień, ale nie potrafił. Każdy pogrzeb to straszne przeżycie. Tęskni się za wszystkimi bliskimi niezależnie od wieku w jakim opuścili ten świat. Najtrudniej jednak pogodzić się z tak niespodziewanym odejściem młodego człowieka, który niczym nie zasłużył na taki los. Nie wiedział jak dobrze Aga znała Marlenę, lecz nie miał wątpliwości, że bardzo mocno przeżywała całą tę stację. Starała się pomóc ukochanemu, który stracił siostrę, a nie było to łatwe zadanie. Chłopaka przygniatało poczucie winy, zdarzało się przez cały dzień nie powiedział ani słowa. Były też dni, gdy złościł się i przeklinał cały świat. Większość czynności wykonywał automatycznie, a w jago oczach wciąż widać był tylko pustkę. Każdego dnia Aga musiała od początku przebijać się przez mur, którym tak szczelnie się otaczał. Wymagało to ogromnej cierpliwości, kosztowało ją wiele energii, a i tak nie zawsze przynosiło oczekiwane rezultaty.
Borczyński zatrzymał auto pod domem Kuby. Po kilku minutach z budynku wyszli Paweł i Ola.
- Dzień dobry - powiedzieli niemal równocześnie, choć ten dzień uważali, za jeden z najgorszych w życiu. Minęło zbyt mało czasu, by móc oswoić się ze śmiercią młodej dziewczyny, którą tak bardzo lubili i szanowali.
- A gdzie Kuba? - spytała ich Agnieszka.
- Zaraz przyjdzie - poinformował ją Paweł.
Już trzy minuty później chłopak wsiadł do samochodu.
- Jedźmy już na cmentarz - poprosiła cicho Agnieszka.

Po dwudziestominutowej podróży czwórka przyjaciół dotarła wreszcie do smutnego celu. Agnieszka szybko rozejrzała się, ale nigdzie nie mogła dostrzec Michała. Pewnie był już razem z mamą w kaplicy, w której znajdowało się ciało Marleny.
- Przyjechać po was? - spytał pan Borczyński, gdy córka i jej przyjaciele wysiadali już z samochodu.
- Nie, tato - rzuciła dziewczyna w odpowiedzi. Nie zamierzała zbyt szybko wracać do domu, chciała jak najdłużej zostać z Michałem. Nie było dla niej ważne czy chłopak odezwie się choć słowem, równie dobrze mógł cały czas siedzieć, wpatrując się w jedno miejsce, nie zauważając jej obecności. Jednak Agnieszka wiedziała, że gdy znajduje się blisko ukochanego jest mu dużo łatwiej. Sam jej to wyznał.
Michał udawał twardego, ale tak naprawdę był bardzo wrażliwym chłopakiem. Nikogo to zresztą nie dziwiło, wszyscy doskonale znali sytuację. Tak, to Michał prowadził ten samochód, nie przekroczył prędkości ani nie zmienił pasa ruchu na przeciwny. Na tej drodze było ograniczenie do stu dwudziestu kilometrów na godzinę, a on jechał nieco ponad setkę. Chciał tylko uratować życie swoje i siostry, unikając zderzenia z rozpędzonym mercedesem nadjeżdżającym po niewłaściwym pasie. Gdyby nie jego szyba reakcja i ten ostry skręt, prosto w drzewo, najprawdopodobniej zginęliby oboje na miejscu. Możliwe, że taki sam los spotkałby tego drugiego kierowcę.
Agnieszka weszła do kaplicy. Na drewnianych krzesłach siedzieli już nielicznie dalsi i bliżsi krewni Michała i Marleny. Chłopak stał obok zamkniętej już trumny, podtrzymując silnym ramieniem mamę. Kobieta głośno szlochała. Przez chwilę Borczyńska ich obserwowała, gdy nagle odwrócił głowę w jej stronę i kiwnął do niej. Agnieszka szybko podeszła do niego, położyła mu dłoń na ramieniu. Michał odsunął się po krótkiej chwili, nie spojrzał nawet na ukochaną, ale jej dłoń odlazła jego rękę i nie wypuściła jej, aż do końca żałobnego nabożeństwa.
Za trumną Marleny podążał długi sznur żałobników. Skrzynia z dębowego drewna została złożona w głębokim dole. Michał razem z mamą rzucił na nią pierwszą garść ziemi. Kobieta szlochała, patrząc jak zasypywano ciało jej pierworodnego dziecka. Syn podtrzymywał ją za ramię chroniąc przed upadkiem.
Ludzie zaczęli kłaść wieńce i wiązanki kwiatów na świeżej mogile. Następnie zaczęli składać kondolencje pani Jolancie i jej synowi. Agnieszka rozejrzała się w poszukiwaniu ojca Michała, dopiero po dłuższej chwili udało się jej go zlokalizować. Stał po drugie stronie przyjmując wyrazy współczucia od rodziny i znajomych. Nawet teraz nie potrafił podejść do byłej żony, a przecież Michał tak bardzo go potrzebował. Po chwili odszedł.
Dziewczyna schyliła się, kładąc na grobie jedną białą różę. Wyprostowała się, patrząc na Michała, a po chwili wsunęła dłoń w jego zdrową rękę. Chłopak wpatrywał się w oddalającą się sylwetkę ojca.
Michał pomógł wsiąść mamie do samochodu jednego z wujków, on i Agnieszka zajęli miejsca z tyłu.
- Zaprosiłeś swoich przyjaciół na stypę? - zapytała dotąd milcząca pani Jolanta.
- Tak, mamo - powiedział cicho Michał, patrząc pytająco na dziewczynę.
- Przyjdą na pewno - oznajmiła Borczyńska.
Rozmawiali o tym dzień wcześniej u niej w domu. Choć ta uroczystość nie była zabawnym wydarzeniem chcieli wziąć w niej udział. Pragnęli w godny sposób pożegnać Marlenę. Byli wdzięczni jej mamie, za to że o nich nie zapomniała. Nie wypadało odmówić i nie przyjść na ten obiad, zwłaszcza, że pani Jolanta zapłaciła z góry za jedzenie dla siedemdziesięciu osób. Najważniejszy był jednak dla nich fakt, że w ten sposób dłużej będą mogli wspierać Michała swoją obecnością.

- Babciu - szepnął Michał, do siedzącej obok siwowłosej kobieciny.
- Idź - powiedziała. Trudno jej było nie zauważyć, że spojrzenie wnuka wciąż wędruje w kierunku ciemnowłosej dziewczyny i grupki młodzieży siedzącej obok niej.
Michał zawahał się, ale nie wstał, teraz jego spojrzenie przeskakiwało z owej młodej damy na mamę. Babcia nachyliła się do niego, szepcząc mu do ucha.
- Nie martw się, zaopiekujemy się mamą. Powinieneś porozmawiać z przyjaciółmi, to ci dobrze zrobi - stwierdziła.
W końcu Michał wstał i ruszył w ich stronę.
Zbliżającego się przyjaciela pierwsza zauważyła Ola.
- Michał do nas idzie - poinformowała swoją przyjaciółkę.
Agnieszka odwróciła się by się upewnić, że koleżanka się nie myli.
Chłopak usiadł na wolnym krześle, obok ukochanej, dziękując w duchu Kubie, który w ostatniej chwili przesunął się w bok, tak, że teraz siedział pomiędzy nimi.
- Jak się trzymasz? - zapytał go przyjaciel.
- Jakoś trzeba - rzekł Michał obojętnym głosem.
- Jadłeś coś? - spytała go Agnieszka.
Chłopak wzruszył ramionami i przecząco pokręcił głową.
- Nie możesz się tak zadręczać - powiedział Paweł.
Michał posłał mu gniewne spojrzenie, podczas gdy ukochana nakładała mu na talerz jedzenie. Dopiero gdy skończyła spojrzał na nią, zaskoczony i zły.
- Kochanie nie denerwuj się - poprosiła go kładąc mu rękę na ramieniu. Ten pozornie błahy gest, pozwolił mu się uspokoić. Nie mógł wyładowywać swojej frustracji na przyjaciołach. To nie oni byli wini śmierci Marleny, tylko on sam. Posłusznie zaczął jeść, na początku jedynie skubał niemal mikroskopijne cząsteczki kotleta schabowego i nabierał na widelec maleńkie porcyjki ziemniaków. W miarę spożywania posiłku, zaczął odczuwać głód i smak potraw. Nie pamiętał już czy przez ostatnie kilka dni w ogóle coś jadał.
- Michał mogę zajrzeć do ciebie dziś wieczorem? - chciał się dowiedzieć Paweł.
- Nie ma sprawy - odparł szybko Michał. Nie miał ochoty na kolejny samotnie spędzony wieczór. To, że zamknie się w domu, nie przywróci Marlenie życia. Zresztą dla niego siostra, wcale nie umarła, zawsze będzie miała miejsca w jego sercu, a on nigdy o niej nie zapomni. Wiedział jednak, że sama pamięć nie wystarczy, był jej winien coś jeszcze. Jego spojrzenie powędrowało w stronę Agi i zatrzymało się na niej. Tak, musiał to zrobić nie tylko ze względu na siostrę, ale także dla tej wspaniałej dziewczyny. Nachylił się i szepnął jej do ucha:
- Kocham cię.
Agnieszka spojrzała na niego zaskoczona, przez chwile widział w jej oczach tylko zdumienie. Po kilku sekundach zastąpiła je radość. Michał powiedział to po raz pierwszy od ich pierwszej rozmowy po wypadku.
- Ja ciebie też - odszepnęła w końcu, gdy tylko głos przestał odmawiać jej posłuszeństwa.

Dwie godziny później Agnieszka siedziała z Michałem na jego łóżku. Chłopak leżał z głową na jej kolanach. Nie rozmawiali, każde pogrążone we własnych myślach. Tak bardzo chciał jej powiedzieć, że się zmieni, skończy dla niej ze swoim nałogiem. Pragnął zapewnić ją, iż już nigdy więcej nie będzie musiała się o niego bać, tak jak w dniu wypadku, ale na to było jeszcze za wcześnie. On sam wciąż toczył wewnętrzną walkę. Jego gorsza część namawiała go, żeby sięgnął po porcję marihuany, która spokojnie leżała sobie w schowku. Kusiła poczuciem bezgranicznego szczęścia i wizją zapomnienia choć na kilka godzin o śmierci Marleny.
Borczyńska zdawała sobie sprawę, że czeka ich jeszcze długa i ciężka droga do przebycia. Prawdopodobnie Michała jeszcze przez długi czas będzie przygniatało poczucie winy. Często będzie myślał o siostrze, a zwłaszcza o dniu w którym zginęła. Jeszcze nie raz ogarnie go straszna tęsknota. Była pewna tylko jednego, nigdy więcej już nie odwróci się do niego plecami, będzie stała obok niego nawet wtedy gdy wszyscy inni się odwrócą. Poda mu pomocną dłoń, niezależnie od tego w jakich tarapatach się znajdzie. A przede wszystkim nigdy nie przestanie go kochać. Ich miłość przeszła już kilka naprawdę ciężkich chwil, które ją umocniły.
Po raz pierwszy od dość dawna to jego usta, odnalazły drogę do jej warg. To był powolny, delikatny pocałunek, przepełniony czułością i wzajemnym zrozumieniem.

Paweł zaprosił Olę do kina, siedzieli teraz w ciemnej sali trzymając się za ręce i jedząc popcorn. Chłopak miał nadzieję, że romantyczna komedia choć na chwilę pomoże zapomnieć jej o bolesnej stracie przyjaciółki. Oboje potrzebowali przynajmniej dwóch, trzech godzin oderwania od rzeczywistości. Ola wpatrywała się jak zahipnotyzowana w duży ekran, wdzięczna ukochanemu za zabranie jej na film z ulubionym aktorem Maciejem Zakościelnym w roli głównej. Dzięki temu mogła na kilka chwil, przenieść się do świata marzeń i zapomnieć o rzeczywistości. Marleny nie było już wśród nich, ale oni musieli przejść nad tym do porządku dziennego i żyć dalej. Ta wesoła dziewczyna, na pewno nie chciałby patrzeć na ich smutek.

Kuba ćwiczył razem z Adasiem, na sprzęcie sprawdzonym specjalnie dla młodszego brata przez jego rodziców. Nagle do salki treningowej weszła ich mama.
- Chłopcy, przyniosłam wam coś na ząb - oznajmiła, przekraczając próg pomieszczenia.
Adaś spojrzał na kobietę, chwycił kule i powoli zaczął przemieszczać się w kierunku wyjścia.
- A ty dokąd? - zapytał go Kuba.
- Zaraz wrócę - odparł wymijająco chłopiec.
Po kilku krótkich chwilach opuścił pokój, pozostawiając starszego brata samego z mamą. Miał cichą nadzieję, że ci dwoje w końcu się dogadają. Atmosfera w domu poprawi się dopiero gdy mama i Kuba porozumieją się między sobą. Nie było innej możliwości, on i tata mieli już zwyczajnie dojść tej ciągłej cichej wojny podjazdowej pomiędzy najbliższymi.
Kobieta niepewnie usiadła na jedynym fotelu w pomieszczeniu. Czarny mebel został dostarczony do salki specjalnie z myślą o chwilach odpoczynku Adasia. Chłopak miał ochotę ułatwić matce zadanie i odezwać się do niej. Mama spojrzała na niego uważnie, a w jej oczach udało mu się dostrzec lęk, niepewność i cień nadziei.
- Synku - odezwała się wreszcie. Wciąż mierzyli się wzrokiem, po kilkunastu sekundach kobieta przeniosła spojrzenia na podłogę. Kuba wstrzymał oddech, nie chciał spłoszyć wrażenia, jakie wywarło na nim to krótkie słowo. Usiłował przypomnieć sobie, kiedy po raz ostatni zwróciła się do niego tak czule, a jej głos przepełniony był taką łagodnością.
- Przepraszam mamo - wykrztusił wreszcie.
Kobieta spojrzała na niego, uśmiechając się, po czym powiedziała mu:
- Kubuś to ja jestem ci winna przeprosiny. Byłam dla ciebie zbyt surowa przez te ostatnia lata. Nie wiem czy będziesz mi kiedykolwiek w stanie wybaczyć te wszystkie gorzkie słowa i uwagi, ale jestem ci wina przeprosiny. Nie byłam dobrą matką ani dla ciebie ani dla Adasia.
Chłopak wstał, podszedł do niej, a następnie mocno ją przytulając, szepnął.
- Kocham cię.

Dwa dni później.

Michał długo wahał się przed wejściem do budynku. Zdawał sobie sprawę, że po przekroczeniu jego progu nie będzie już miał odwrotu. Żałował, że nie ma w tej chwili przy nim Agnieszki, ale nie chciał jej nic mówić dopóki nie zacznie leczenia. Wysoki budynek miał świeżo pomalowane ściany i małe okna. Chłopak studiował ulotki i ogłoszenia poprzylepiane do drewnianych drzwi „Terapia rodzina” głosił jeden z plakatów, „Odwyk - szansa na normalne życie” mówił inny.
Chłopakowi nie chciało się czytać wszystkich informacji zamieszczonych drobniejszym drukiem. Zatrzymała się obok niego szczupła, dość wysoka jasnowłosa kobieta. Na oko nie mogła mieć więcej niż trzydzieści lat.
- Nie wchodzisz? - spytała go.
- Zastanawiam się - odparł szczerze. Sam nie wiedział czemu w ogóle z nią rozmawia. Coś w jej oczach i postawie, sprawiło, że zaufał tej nieznajomej.
- Wejdź, jestem pewna, że nie pożałujesz tej decyzji - zachęciła go. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Michał odruchowo podążył za nią. Kobieta wskazała mu dłonią jeden z zachęcająco wyglądających foteli, obitych jakimś jasnym materiałem. Posłusznie usiadł, czekając na jej powrót. Wciąż nie mógł uwierzyć, że wszedł do tego budynku, prawdopodobnie gdyby nie owa nieznajoma, odwróciłby się i odszedł. Po niecałych pięciu minutach kobieta wróciła i usiadła na fotelu obok niego, równocześnie kładąc na okrągły drewniany stolik teczkę z jakimiś dokumentami. Uśmiechając się do niego, stwierdzała:
- A więc jeszcze tutaj jesteś, to bardzo dobry znak.
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony, nie miała pojęcia o co jej chodzi. „Skąd ta kobieta wie, że miałem ochotę stąd uciec?” zastanawiał się gorączkowo.
- Często się zdarza, że młodzież, która jest przekonana, że chce iść na odwyk, ucieka jeśli pozostawi się ich samych choćby na trzy minuty - wyjaśniła mu kobieta, choć w ogóle nie zadał jej żadnego pytania. Michał miał tylko nadzieje, że ona nie potrafi czytać w cudzych myślach.
- Nazywam się Anna Majcher i pracuję w tym ośrodku od dziesięciu lat. Byłam kiedyś jego pacjentką, więc doskonale rozumiem przybywających tu młodych ludzi. Może na początek mi się przedstawisz - zaproponowała kobieta.
- Czy pani jest lekarką? - spytał ją chłopak, zamiast zdradzić swoje nazwisko.
- Nie mój drogi, ja tylko przeprowadzę z tobą króciutki wywiad i skieruję do odpowiedniego specjalisty - cierpliwie wyjaśniła mu pani Anna.
- Nazywam się Michał Kalinowski i mam dziewiętnaście lat - powiedział, obserwując jak rozmówczyni pochyla się i szybko notuje coś niebieskim długopisem, w małym czarnym kieszonkowym notesiku.
- Co skłoniło się, żeby się do nas zgłosić? - zapytała kobieta, prostując się i patrząc mu w oczy.
- Chcę to zrobić dla siostry i dziewczyny - oznajmił chłopak.
Trzydzieści minut później Michał wreszcie mógł opuścić budynek. Pani Majcher nakazała mu przyjść następnego dnia popołudniu ze spakowanym plecakiem. Kobieta zapisała go do grupy wsparcia i krótko poinformowała o terapii rodzinnej.
Chłopak wracał do domu przepełniony mieszanymi uczuciami. Cieszył się że już wkrótce rozpocznie terapię w ośrodku odwykowym. Miał nadzieję, iż uda się mu raz na zawsze skończyć z nałogiem, który tak bardzo skomplikował jego życie. Zażywnie narkotyków niszczyło nie tylko jego ciało, ale także duszę. Martwiły go jednak informacje o terapii rodzinnej. Ze słów kobiety jasno wynikało, że muszą się jej poddać wszyscy. On sam, mama i co najgorsze także jego ojciec. Michał zastanawiał się jak poprosić człowieka, który obojętnie mijał go na ulicy o pomoc w leczeniu. Nawet podczas pogrzebu Marleny ojciec nie potrafił podejść do niego i swojej byłej żony. Czy naprawdę tak trudno było mu zapomnieć o dawnych urazach, zwłaszcza biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności? „Będę musiał do niego zdzwonić, nie odważę się przecież tak nagle pojawić w jego domu” pomyślał.

Michał czekał na Agnieszkę przed jej szkołą. Miał nadzieje, że chociaż nie byli umówieni na ten dzień dziewczyna znajdzie dla niego trochę czasu. Znał już jej plan lekcji na pamięć, doskonale więc wiedział, że o ile nie było w nim żadnych zmian, to zobaczy się ze swoją ukochaną za piętnaście minut.
Borczyńska wyszła z budynku w towarzystwie kilku koleżanek, ale chłopak nie dostrzegł wśród nich Oli. Jakaś niska i rudowłosa dziewczyna, którą chłopak znał tylko z widzenia, nachyliła się i patrząc w jego stronę szepnęła coś Agnieszce. Kilka sekund później trzymał ją już w mocnym uścisku. Jej włosy pachniały winogronem.
- Co tu robisz? - spytała, odsuwając się i łapiąc go za rękę.
- Stęskniłem się - wyznał. Zostało to nagrodzone słodkim buziakiem.
- Nie powinieneś teraz być w szkole? - zainteresowała się nagle dziewczyna.
- W zasadzie tak, ale musiałem załatwić coś ważnego - wyjaśnił, a po chwili widząc jej niezbyt zadowolone spojrzenie dodał: - Byłem w ośrodku odwykowym. Jutro zaczynam terapię.
- Naprawdę?! - wykrzyknęła dziewczyna. Dopiero po chwili gdy przeminęło już silne uczucie radości, zauważyła, że chłopaka coś gnębi. Podejrzewała, że ma to jakiś związek z terapią, której zamierzał się poddać. W końcu odważyła się go spytać:
- Miśku, czym się tak martwisz?
- Wygląda na to, że będę musiał zadzwonić do mojego ojca - rzekł, a w jego głosie słychać było żal i złość.
- Po co? - zdziwiła się Aga.
- Wyobraź sobie, ze jeśli jeden członek rodziny jest uzależniony od jakiekolwiek używki, terapii musi poddać się cała rodzina.
- Ale przecież twoi rodzice są rozwiedzeni już od ponad pięciu lat, a twój ojciec wysyła ci tylko jakieś głupie, bezosobowe kartki urodzinowe - rzekła Agnieszka. W jej głosie dało się usłyszeć wzburzenie.
- Kotku, to samo powiedziałem kobiecie z którą rozmawiałem. To nie ma znaczenia, a właściwie w takiej sytuacji mój ojciec musi koniecznie uczestniczyć w tej terapii. Będę musiał do niego zdzwonić i to jeszcze dziś.
- Powinieneś do niego pójść i z nim porozmawiać osobiście - doradziła mu Agnieszka.
- Nie ma mowy. Nie patrz tak na mnie! Nie dam się przekonać - oburzył się chłopak.
- Nawet dla mnie? - spytała Aga, uśmiechając się do niego niewinnie.
Michał westchnął głośno, skinął głową na znak poddania, po czym stwierdził:
- No dobrze, wygrałaś. Pójdę do niego, ale najpierw odprowadzę cię do domu.

Po odprowadzeniu Agnieszki do domu Michał wstąpił jeszcze do domu, by przez chwilę porozmawiać z mamą. Kobieta bez chwili wahania zgodziła się na jego wyprawę do ojca. Po raz pierwszy zauważył w jej oczach nikły cień uśmiechu, wiedział, że jest z niego dumna. Ta świadomość dodawała mu sił. Po krótkiej rozmowie z matką, uznał iż nie będzie uprzedzał ojca o swojej wizycie. Miał nadzieję, że zaskoczony niespodziewaną wizytą mężczyzna zechce go wysłuchać. W końcu był jego jedynym synem. Jego ojciec ożenił się ponownie już dwa lata po rozwodzie z mamą. Ze swoją nową żoną miał dwie córki, bliźniaczki Dominikę i Asię. Dzieliły ich tylko dwa osiedla oraz wzajemny żal. Im bardziej zbliżał się do domu ojca, tym większa miał ochotę by zawrócić. Niestety nie mógł tego zrobić, obiecał Agnieszce, że porozmawia z tatą i zamierzał dotrzymać słowa.
Dziewczynki biegały z piłką po ogródku przed parterowym domkiem z zieloną dachówką, gdy Michał zatrzymał się koło furtki i zawahał z ręką na dzwonku. Bliźniaczki podbiegły do niego i przyglądały mu się z zainteresowaniem. Miały dopiero po trzy latka, ale były bardzo rezolutne i ciekawe świata.
- Cześć. Jest wasz tatuś? - zapytał je Michał, kucając.
- Nie ma, ale jest mamusia - powiedziała jedna z nich.
- Niedługo wróci - wtrąciła druga, nie chcąc pozostawić całej ciekawie zapowiadającej się rozmowy siostrze.
Na ganku ukazała się jakaś młoda kobieta. Michał domyślił się, że to nowa żona ojca. Widział ją tylko raz, dawno temu i z daleka, ale nie miał wątpliwości, że to ona.
- Dzień dobry - krzyknął do niej.
Pani Kalinowska podeszła szybko do furtki. Przez chwilę przyglądała się Michałowi bez słowa. Po kilku sekundach, które jemu wydawały się trwać co najmniej kwadrans, odezwała się wreszcie.
- Ty jesteś Michał? - spytała.
Chłopak potwierdził skinieniem głowy.
- Ryszard powinien zaraz wrócić - poinformowała go kobieta. Po czym otwierając furtkę, dodała: - Jeśli chcesz to usiądź w ogródku i poczekaj. Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuje. Proszę sobie nie robić kłopotu.

Paweł i Ola siedzieli już dłuższy czas u Agnieszki. Dziewczyna wyraźnie czymś się martwiła, była nieobecna duchem, ale nie chciała im zdradzić co ją dręczy. Właściwie to nie byli pewni, czy w ogóle zauważyła, że nie jest już sama w pokoju, była taka zamyślona.
Borczyńska wiedziała, że powinna porozmawiać z przyjaciółmi, ale nie mogła się skupić. Martwiła się o Michała, miała nadzieję, że jego ojciec wysłucha go i zgodzi się na udział w terapii. Miała ochotę powiedzieć Oli i Pawłowi, że chłopak postanowił się leczyć, ale uznała, że lepiej będzie jak sam im to powie. Dopiero po dłużej chwili udało się jej jakoś zapanować nad myślami i zająć przyjaciółmi.
- Stało cię coś? - zapytała ją Ola.
- Nie, nic takiego - odparła, wzruszając ramionami i uśmiechając się do nich.

Michał zauważył ojca dużo wcześniej. Wstał i wyprostował się. Mężczyzna minął go, rzucając mu obojętne spojrzenie. Zatrzymał się nagle po przejściu kilku kroków, gwałtownie odwracając w jego stronę.
- Michał - wymamrotał kompletnie zaskoczony spotkaniem z synem.
- Cześć. Musimy pogadać - rzucił oschle chłopak.
- O czym? - spytał mężczyzna, lecz w jego głosie nie było choćby najmniejszej nuty zainteresowania.
- Potrzebuję twojej pomocy - oznajmił stanowczo Michał.
- Nie dam ci więcej pieniędzy i tak płacę już za wysokie alimenty - stwierdził ojciec.
- Dlaczego ty wszystko sprowadzasz zaraz do forsy? - zapytał chłopak, podnosząc głos.
- Powiesz wreszcie czego chcesz? - zdenerwował się mężczyzna.
- Przyszedłem cię poprosić żebyś wziął udział w mojej terapii odwykowej - niemal szeptem wyznał Michał.
- Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Nie mogę pozwolić żeby ludzie w jakikolwiek sposób kojarzyli mnie z narkotykami czy jakimś innym świństwem. To naraziłoby moją firmę na zbyt poważne straty - chłodno wyłożył mu ojciec.
- Dla ciebie naprawdę liczą się tylko pieniądze. Nic cię nie obchodzę, a przecież jestem twoim synem. Zupełnie nie przejąłeś się śmiercią Marleny. Nigdy cię nie obchodziliśmy. Jesteś pieprzonym egoistą - zarzucił ojcu, patrząc prosto w oczy mężczyzny. Nie czekał na jego odpowiedź, nie miał ochoty jej poznawać. Odszedł szybkim korkiem z dumnie podniesioną głową.

Dopiero dwie godziny po nieudanej rozmowie z ojcem, Michał opanował się na tyle, żeby wysłać smsa Agnieszce. Napisał jej „Słonko jestem już w domu. Zacząłem się pakować. Przyjdź do mnie, kocham cię”.
Dziewczyna odczytała krótką wiadomość tekstową od ukochanego. Nie było w niej ani słowa o rozmowie z ojcem, a więc coś musiało pójść nie tak. Na szczęście Paweł i Ola jeszcze nie wyszli.
- Podrzucicie mnie do Michała? - zapytała ich.
- Pewnie, zawiozę cię gdzie tylko zechcesz - oznajmił chłopak, uśmiechając się i puszczając oczko do swojej ukochanej.
Piętnaście minut później Aga siedziała już na łóżku Michała, składając jego koszulki i bluzy, czekając aż chłopak sam zachce jej opowiedzieć o rozmowie z ojcem.
- A co ze szkołą? Przecież w maju masz maturę - zapytała, nie mogąc już dłużej znieść jego milczenia.
- Kotku, będę miał najlepszych nauczycieli. Oczywiście będzie mi brakowało Pawła, ale przecież będę się z wami widywał - wyjaśnił jej chłopak.
- Wiem, ale tylko jeśli będziesz się dobrze sprawował i nie tak często jakbym chciała - wyznała mu cicho Aga.
- Nie martw się kochanie, nie zapomnę o tobie.
- A ja będę na ciebie czekać, tak długo jak będzie trzeba, przysięgam - obiecała dziewczyna. W końcu odważyła się zapytać: - A jak rozmowa z ojcem?
- Nie zgodził się na udział w terapii. To by za bardzo zaszkodziło jego wizerunkowi i firmie. Dla niego liczą się tylko pieniądze i nic więcej. Nie chcę już nigdy mieć z nim do czynienia.
Agnieszka nic nie odpowiedziała, na myśl przyszedł jej szalony pomysł, ale była zdecydowana działać. Chciała pomóc ukochanemu w leczeniu. Układała w myślach jakiś skuteczny plan działania. Pakowali w milczeniu jego podróżną torbę. Ośrodek nie był daleko, znajdował się na obrzeżach miasta. Chłopaka czekała długa i ciężka podróż, nie chodziło w niej o ilość przebytych kilometrów, lecz o zajrzenie w głąb samego siebie.
- Jak się jutro tam dostaniesz? - zainteresowała się w końcu Agnieszka, składając i układając w torbie ostatnią koszulkę.
- Mama ma mnie odwieźć i ustalić wszystko odnośnie tej rodzinnej terapii - wyjaśnił chłopak.
- Nie wiem jak ja mam bez ciebie wytrzymać do soboty - zmartwiła się dziewczyna.
- Wreszcie będziesz miała więcej czasu na naukę i treningi - zażartował chłopak, przyciągając ją do siebie i całując.
- No to gotowe - oznajmił, zamykając spakowaną torbę.
- Nie powiedziałeś mi jeszcze czy idziemy do Kuby? - zauważyła Agnieszka.
- Możemy do nich wstąpić na chwilę. Później cię odprowadzę do domu. Chciałabym dzisiejszy wieczór spędzić z mamą, o ile nie masz nic przeciwko - poinformował ją Michał.
- Ok. Mam jutro ważny test, więc i tak będę dziś wieczorem zajęta - skłamała gładko dziewczyna.
- Muszę oderwać mamę choć na trochę od lektury książki „Dzieci, Narkotyki, Alkohol” M. Ruth , przecież ja już nie jestem dzieckiem. W maju mam egzamin dojrzałości, a potem chcę iść na studia - dodał Michał, pomagając jej wstać z łóżka.

Paweł, Kuba i Ola siedzieli w pokoju przyjaciela. Nie mogli się już doczekać na przyjście zakochanej pary. Wiedzieli, że ta dwójka chce im powiedzieć coś ważnego, ale nie mieli pojęcia czego będzie dotyczyć ta informacja.
- Jesteśmy - stwierdziła Agnieszka, wchodząc do pokoju za Michałem. Mocno ściskała dłoń chłopaka, starając się w ten sposób dodać mu pewności siebie.
- No powiedzcie wreszcie, co to za niecierpiąca zwłoki wiadomość - ponagliła ich Ola.
- Michał wam powie - oznajmiła Aga, dając chłopakowi żartobliwego klapsa w klatkę piersiową.
- Jutro rano zaczynam leczenie w ośrodku odwykowym - wyznał Michał, spoglądając kolejno na najlepszą trójkę przyjaciół. „Gdyby nie oni i Agnieszka, moje życie nie miałoby najmniejszego sensu” uświadomił sobie nagle. Życie człowieka składa się z dobrych i złych chwil, ale gdy ma on świadomość, że w każdej sytuacji może liczyć na pomoc zaufanych osób, jest w stanie zmierzyć się z każdym problem.
- To fantastyczna wiadomość! - wykrzyknął Paweł, mocno ściskając przyjaciela.
Ola podeszłą do niego, pocałowała go w policzek, nic nie mówiąc.
- Zapisałeś się do naszego ośrodka? - zapytała go Kuba, który najlepiej rozumiał Michała. W końcu on sam też był kiedyś na odwyku.
- Tak. Myślisz, że to dobry wybór? - zaniepokoił się nagle Michał.
- Stary nie denerwuj się tak. Najlepszy! Stoi przed tobą żywy dowód. Najgorzej będzie na początku, ale ja w ciebie wierzę - wyznał Kuba.
Porozmawiali jeszcze o różnych mało ważnych sprawach. O siódmej wieczorem Michał spojrzał na zegarek i oznajmił:
- Na nas już pora.
Szybko pożegnali się z przyjaciółmi. Drogę do domu Agi przebyli w milczeniu. W tej chwili słowa nie były im do niczego potrzebne. Wystarczył mocny splot dłoni i spojrzenie w oczy ukochanej osoby, które mówiły wszystko. Widać w nich było nie tylko miłość, ale także zaufanie bez którego związek dwojga ludzi nie miałaby najmniejszego sensu.

Agnieszka nigdy wcześniej nie wędrowała o tej porze po osiedlu jednorodzinnych domków. Wszystkie były do siebie podobne, zamieszkiwały je bogate rodziny z dzieciakami, które chodziły do prywatnych, płatnych szkół i mocno zadzierały nosa. Po kilkunastominutowych poszukiwaniach udało się jej wreszcie znaleźć parterowy domek z zieloną dachówką i numerem dwunastym. Bez chwili wahania nacisnęła dzwonek.
Kilka minut później przy furtce pojawił się wysoki mężczyzna, dziewczyna natychmiast poznała mężczyznę, widzianego na cmentarzu. Nie miała żadnych wątpliwości, to właśnie był ojciec Michała. Chłopak miał jego oczy i nos, choć przerastał tego człowieka o głowę, był do niego fizycznie podobny. Na szczęście mieli zupełnie odmienne charaktery.
- W czym mogę pani pomóc? - zapytał ją, lustrując wzrokiem jej sylwetkę.
- Pan Ryszard Kalinowski? - spytała oficjalnym, niemal urzędowym tonem, ignorując jego zbyt długie spojrzenia na jej dekolt.
- Tak, to ja, we własnej osobie - oznajmił z lubieżnym uśmieszkiem, ubawiony swoją dowcipną odpowiedzią. Ta młoda, całkiem ładna panienka, chyba nie miała jednak poczucia humoru. Zamiast się roześmiać, nastolatka zmarszczyła brwi, zaciskając usta i spojrzała na niego z dezaprobatą. Dopiero po chwili, opanowała się na tyle żeby móc powiedzieć:
- Muszę z panem porozmawiać o pańskim postępowaniu - oznajmiła stanowczo.
- Nie rozmawiam z nieznajomymi małolatami - rzucił pan Ryszard zbierając się do odejścia.
- No cóż, to fakt pan mnie nie zna, ale ja wiem o panu bardzo dużo. Jak pan myśli, czy lokalnej prasy nie zainteresuje fakt, że nawet krótko po śmierci swojej pierworodnej córki, odwraca się pan plecami od swojego jedynego syna? To by raczej nie wpłynęło zbyt dobrze na pańskie interesy - stwierdziła Agnieszka, wciąż uśmiechając się cynicznie. Naprawdę nie przyszła tu z zamiarem szantażowania tego mężczyzny, nie miała też pojęcia skąd wziął się ten pomysł z prasą. Zresztą w tej chwili nie było to ważne. Słysząc tę bezpodstawną groźbę facet wyraźnie zmiękł, posłał w jej kierunku przepraszający uśmiech, po czym zapytał.
- Mogłabyś mi tak właściwie powiedzieć kim jesteś?
- Nazywam się Agnieszka Borczyńska i jestem dziewczyną pańskiego syna.
- Michał cię tu przysłał, tak? - chciał się dowiedzieć mężczyzna.
- Nie! - krzyknęła dziewczyna, a po chwili już spokojnie dodała: - On nie ma pojęcia, że tu jestem. Po dzisiejszej rozmowie , nie chce już nigdy więcej pana widzieć - poinformowała go.
- To co tu robisz? - zdziwił się pan Ryszard.
- Proszę przestać robić z siebie błazna. Pański syn jutro zaczyna terapię, w której pan powinien uczestniczyć. To także od pańskiego zaangażowania zależy jej powodzenie.
- Nie potrzebuję żadnej terapii, jestem zdrowy. Skoro Jolanta tak rozpuściła tego chłopaka, to niech teraz sama zajmie się leczeniem jego narkomanii. Nie próbuj mnie w to mieszać.
- Już jest pan w to zamieszany - oznajmiła Aga, zaczynając się powoli odwracać z zamiarem odejścia. Tak na prawdę to nie uważała tej rozmowy za skończą, za dobrze znała ten typ człowieka. Ciekawość zwycięży nad rozsądkiem, który na pewno podpowiadał teraz temu mężczyźnie żeby jej nie zatrzymywała i o nic nie pytał.
- Stój! - krzyknął facet, po kilku sekundach.
- Tak? - zapytała uprzejmie dziewczyna, zatrzymując się i odwracając ponownie w jego stronę.
- Jak to już jestem zamieszany?- zapytał ją.
- Niech pan nie udaje, że nie wie. Trzeba było się bardziej interesować losem dzieci. Dla Marleny nic już pan nie może zrobić, chociaż ona na pewno też chciałaby żeby pomógł pan Michałowi. Ten chłopak potrzebuje ojca, zawsze tak było. Oboje dobrze o tym wiemy. Proszę mi nie wmawiać, że nie tęsknił pan za nim. Przecież to pański jedyny syn.
- Nawet jeśli masz rację, to nic ci do tego - prychnął mężczyzna.
- I tu się pan grubo myli. Ja po prostu kocham Michała i chcę mu pomóc.
- Wzruszające - oznajmił Ryszard, uśmiechając się ironicznie. Ta mała zaczynała go już mocno drażnić. Najgorsze było jednak, że w słowach tej małolaty było dużo prawdy. Często zdarzyły mu się dni tęsknoty za synem i świętej pamięci córką. Stosunków z nią nie mógł już naprawić. Może jeśli zgodzi się na tę rodzinną terapię, zmniejszą się nękające go wyrzutu sumienia.
- Nie mogę i nie chcę niczego od pana żądać. Nie będę też prosić. Proszę samodzielnie podjąć decyzję. Przepraszam za ten niezbyt udany żart z prasą. No to do widzenia - oznajmiła Agnieszka, kończąc rozmowę.
Przez całą drogę do domu dziewczyna zastanawiała się nad rezultatem jaki przyniesie jej rozmowa z panem Ryszardem. Miała tylko nadzieję, że mężczyzna naprawdę dobrze przemyśli jej słowa i zjawi się następnego dnia w ośrodku. Teraz mogła już tylko czekać na rozwój sytuacji.
Jeszcze długo tej nocy nie mogła zasnąć, cicho modliła się o siłę dla Michała, która będzie mu potrzebna podczas długiej i ciężkiej walki z nałogiem. Dopiero koło północy wreszcie zapadła w sen.

Michał wszedł do budynku ośrodka odwykowego kilka minut po siódmej, trzymając w jednej ręce wypchaną torbę, a drugą otwierając drzwi przed mamą. Przekroczenie tego progu miało odmienić jego życie, umożliwić mu powrót na właściwą drogę. Miał tu znaleźć nowych przyjaciół, nie zapominając jednak o tych, których już miał. Robił to dla nich i swojej ukochanej.
Dni w ośrodku mijały powoli według ustalonego rytmu. Śniadanie, godziny spędzone z nauczycielami, obiad, spotkania z kolejnymi terapeutami, psychologami i zwykłymi ludźmi, którzy opowiadali o nałogach niszczących ich życie. Niektóre z tych historii były zabawne, a inne mroziły krew w żyłach.
Michałowi wciąż jeszcze zdarzały się gorsze dni. Bywał nieznośny i agresywny albo całkiem nie miał energii. W takich chwilach marzył, choćby o maleńkiej porcji marihuany albo nawet kilku groszków. Raz żeby go ukarać za nieodpowiednie zachowanie nie pozwolono mu zobaczy się z Agnieszką. Widział przez okno jak jego ukochana przygnębiona wychodzi z budynku. Mógł tylko mieć nadzieję, że za tydzień znów wróci i będę mogli się spotkać. Przysiągł sobie już nigdy nie dopuścić do powtórzenia takiej sytuacji, nie pozwoli by jeszcze kiedykolwiek odebrano mu prawo do widzenia.
Przez ostatnie kilkanaście dni wciąż zalewał się potem, jego ciało przeszywały dreszcze i drgawki nad którymi nie był w stanie zapanować.

Największy szok przeżył jednak, gdy po raz pierwszy musiał stawić się na terapii rodzinnej. Wszedł do środka salki o zielonych ścianach zaraz za jedną z milszych pań psycholog. Przez kilka minut nie był w stanie uwierzyć własnym oczom. Na czarnej skórzanej kanapie, ale z zachowaniem przyzwoitej odległości gwarantującej obojgu jako taką prywatność siedzieli jego rodzice. Oczywiście chłopaka nie zaskoczył widok matki, za to zupełnie nie spodziewał się zobaczyć w tym pomieszczeniu ojca. Przeżył prawdziwy szok, zwłaszcza, że wyraźnie było widać, iż wejście jego z panią psycholog przerwało im jakąś wymianę zdań. Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę, to nie była żadna kłótnia, tylko zwyczajna rozmowa. Michał był wdzięczny rodzicom, gdyż dla jego dobra zakopali topór wojenny i po raz pierwszy od kilku lat zachowywali się jak odpowiedzialni dorośli ludzie. Ta świadomość dodawała mu sił


Drukowanie od tego fragmentu.
do ciężkiej, nie zawsze równej walki z nałogiem. Nigdy nie jest zbyt późno na naprawienie własnych błędów i pomyłek. Trzeba się tylko zdobyć na odwagę i spróbować zmienić swoje postępowanie, naprawiając przy tym krzywdy wyrządzone innym ludziom, zwłaszcza tym najbliższym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.agneebook.fora.pl Strona Główna -> Książki własne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin